Uwielbiam historie, anegdotki i wspominki. Te dobre lubię rozpamiętywać i ożywiać na nowo. I to właśnie uczynię z Barceloną. Ponieważ ilość niesamowitych wydarzeń, która tam miała miejsce – dla mnie, zwykłego śmiertelnika – to przygoda życia!
Na początek duża doza zdjęć – gdzieś pomiędzy nimi znajdzie się kilka ciekawym anegdot, historyjek i innych takich. Powiem tylko, że niesamowitość osiąga tutaj limit.
Marzyłam o Barcelonie – pojechałam do Barcelony. I to jako laureatka polskiej edycji Nike The Chance Creative Reporters! Miałam wystawę w pięknym miejscu, tuż przy plaży, a moje prace oceniał sam Spike Lee.
Widziałam na żywo mecz tytanów piłki nożnej – FC Barcelona vs. Real Madryt. I to w dodatku na najbardziej epickim stadionie piłkarskim na Ziemi – Camp Nou. Poczuć magię jaka panuje podczas takiego meczu… ten tłum, ludzie, wrzaski i okrzyki… Dookoła ciebie fruwa konfetti, czujesz zapach piwa, pomarańczy, ulice zalane są kibicami – i przysięgam, żadne koncerty, wyprzedaże w Lidlu nie są nawet porównywalne. Nigdy w życiu nie widziałam większego tłumu ludzi. Nigdy. Wrzawa była tak przejmująca, że zanim się spostrzegłam byłam zażartym kibicem!
Poznałam niesamowicie zdolnych i inspirujących ludzi z całego świata.
Ale miał też miejsce jeden ciekawy epizod. Stratny dla mnie, aczkolwiek śmieję się w duchu, gdy go wspominam. Zatrułam się jakimś ananasem, czy kanapką z samolotu – albo po prostu ciężej przeżywałam aklimatyzację. W każdym razie na drugi dzień po przyjeździe rozchorowałam się mocno, byłam prawdziwym zombie. Na szczęście opiekuńcza ekipa Nike odpowiednio się mną zajęła i ozdrowiałam na wieczór. Jednak straciłam jeden trening. Trening, w którym uczestniczyli między innymi Andrés Iniesta i Gerard Piqué, a wszyscy zgromadzeni na ów treningu mieli szansę ich poznać…
Pozostawię to już bez dalszego komentarza. Jedynie dodam, że do dziś, coś ananasy mi nie podchodzą.